dno, i nie dziw, że u Piszczałkowej żyły napełniły się smołą gorącą. Z człowiekiem tym żyjąc, wszystko znosić musiała: głód, chłód, długi, poniewierkę mężowską, a teraz jeszcze choroba okrutna miarę niedoli jej do samego wierzchu dosypała, dzieci jedno po drugiem w przedwczesne mogiły wpychając. Po żadnem wszakoż tak jeszcze nie desperowała, jak po tej Martce, na żółtej mogiłce jak wąż się wiła i ryczała z płaczu, jako ta krowa, której cielątko od wymion oderzną. Pozostała też tam, chocia wszyscy odeszli; szczęściem tylko nie sama jedna, bo z Salką i ze Stefkiem.
A ta Naścia, to także dziewczyna jest niesłychana i niewidziana, że córki nieprzyjaciołów swoich tak żałuje. Białą sukienkę jej do trumny sprawiła, pogrzeb sprawiła taki, jak lepszego nikomu nie trza, i złotne widać serce ma, kiedy takiej pomsty na nieprzyjaciołach swoich szuka. Ile Piszczałkowie kosztują jej tej zimy, a ile frasunków około nich i przez nich ponosi, tego nikt przeliczyćby nie zdołał, a teraz łzami rzęsistemi zalewa się po tej Martce. Pójśćby może i nawiedzić sierotę w zasmęceniu będącą, bo podobno i ten dziadunio jej najukochańszy, pan Cyryak, niedomaga, tak, że ani na pogrzebie być nie mógł, ani jej w tę godzinę żałosną, która po wyniesieniu z domu
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/164
Ta strona została uwierzytelniona.