Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/174

Ta strona została uwierzytelniona.

Pan Cyryak stanął nad nią i pochyloną głowę wnuczki długo wzrokiem posępnym ogarniał. Po czole zmarszczki przewalały mu się jak chmury grube, abo fale wzdęte, a brwi i wąsy wydawały się cierniowymi krzakami, które śnieg przyprószył i pobielił. Po chwili mówić zaczął:
— Masz tobie, Naściu, poczciwość i krzywd wybaczenie! Masz tobie wdzięczność ludzką! Masz cukierki, co je życie takim, jak ty, praży i smarzy!
Gdy tak mówił, z pod powiek nabrzmiałych i zaczerwienionych dwie łzy wypłynęły, po sfałdowanych policzkach się potoczyły i na śnieżnych krzakach wąsów zawisły, nakształt kropel tającego szronu. Ona, głos dziadka usłyszawszy, głowę podniosła, z klęczek powstała i, nic nie mówiąc, ale ręce na szyję mu zarzuciwszy, przylgnęła do jego piersi.
— Słabym nieco był dziś i myślałem, że z domu cale nie wyjdę, ale jakby przeczucie mię kolnęło, aby do ciebie iść... Zmogłem się na siły, przyszedłem i na ostatek już komedyi tej trafiłem. Oj, komedye to są, na które patrząc i umierające oczy podczas zapłakać muszą...
Dłonią głaskał złote jej włosy, z których zsunęła się chusteczka, aż po chwili, jakby pieszczotą tą ukojona i do życia powrócona, ode-