brzmiałe i zaczerwienione, wygładziły się i zbielałe spokojnie osłaniały oczy, nad któremi stały brwi do dwóch krzaków ośnieżonego ciernia podobne. I tylko usta pomiędzy dwoma krzakami wąsów zachowały nieco srogości czy smętku, tak, że prawie spodziewać się było można, iż wnet, wnet otworzą się i gniewliwie wyrzucą z siebie słowo: »Psombraty!« lub z tęskną zadumą wymówią: »Kto w górze bywał?«.
Kilka świec kościelnych, grubych i wysokich, paliło się mu dokoła głowy, a czarna odzież, w którą czyściuchno był przyobleczony, tu i owdzie ledwo ukazywała się z pod gęstwiny rzuconych na nią bławatków, kąkolów, maków szkarłatnych, chryzantem białych, dojrzałych kłosów pszenicznych i żytnich.
Prawdziwie jako rolnik, lub jako kłos z roli wyrosły, leżał wśród roślin polnych i z pomiędzy nich wydobywał ręce marmurowe, bo tak białe i twarde jak marmur, ze sterczącym w palcach obrazkiem świętym. Dokoła, w świetlicy niedużej, sprzętów jako u człowieka bezżennego nie było wiele: stołów i stołków nieco, jedno krzesło z poręczami, komódka, na której kilka książek leżało i stało kilka fotografii poblakłych w ramkach starych; na ścianie Matka Boska z Dzieciątkiem na ręku i wizerunek sławnego
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/178
Ta strona została uwierzytelniona.