wodza z gałązką cierniową po jednej stronie, a pękiem święconych wianuszków po drugiej; naprzeciw zaś dwa nieduże okna otwarte na podwórko zielone i stojącą wśród niego lipę rozłożystą, z ławką drewnianą u dołu, a gniazdem bocianiem na szczycie.
Ludzi w świetlicy prawie nie było, bo praca około żniw, od których życie zależy, odchyliła ich od dramatu śmierci. Ledwie niekiedy ktoś wchodził, przyklękał, odmawiał krótki pacierz i do roboty pilnej powracał; w bokówce za to, za drzwiami zamkniętemi, słychać było głosy męskie, z pośród których wyróżniał się podczas gruby i zapędliwy bas Mruka, a podczas cienki i ochrypły dyszkant Piszczałki.
Bratankowie tam, z kilku sąsiadami, przebywali, w oczekiwaniu na wielki akt, na dreszczami nadziei i strachu przenikający ich akt — otworzenia i przeczytania testamentu nieboszczyka.
A testament ten, jak wszyscy powszechnie o tem wiedzieli, znajdował się w odpisie jednym u pewnego adwokata sławnego w mieście, a w odpisie drugim — u Wincentego Tuczyny, Nawrócicielem zwanego. Wolą było zmarłego, aby ten drugi odpis, wnet po jego skonie i przed pogrzebem jeszcze, sukcesorom, w obecności świadków był przeczytany.
Anastazya, w zmiętej sukni i z roztarganą
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/179
Ta strona została uwierzytelniona.