Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/197

Ta strona została uwierzytelniona.

przytomności doprowadzona, uczuła dla towarzysza taką wdzięczność i czułość, że zdawało się jej, jakby w piersiach, przedtem żarem palonych i piołunem nalewanych, rozlewała się miodna patoka. Jeżeli i wpierw już człowiek ten był jej miły, a jakaś moc wnętrzna, której sama nie pojmowała, ku niemu ją silnie ciągnęła, to cóż teraz, gdy z pomiędzy ludzi wszystkich on jeden za nią się ujął i gdy śmierć nielitościwa z jedynego na świecie umiłowania serce jej opustoszyła?
Gdy tedy znaleźli się już oboje na małym ganku jej domostwa, chciała mu podziękować i coś miłego powiedzieć, ale nie mogła, bo słowa, których w głowie miała niemało, więzły w gardle, rumieńce tylko na policzki jej rzucając. Tedy różanym kolorem jutrzenki opłyniona, kryształowe oczy swe, od łez jeszcze mokre, na twarz mu podniosła i nieśmiele trochę rękę do niego wyciągnęła. Czy taką poranną i wdzięczną wydała się mu wtedy, czy ogarnęła go taka czułość dla losu sieroty, lub upodobanie, które zawsze w niej miał, wzrosło od tego, że była już teraz osobliwie i co się nazywa bogatą, dość, że nieśmiele wyciągającą się rękę jej obu swojemi porwawszy, gorącemi ustami ją ucałował i rzekł:
— Jako krewny ja panią z tego piekła pro-