o szczęściu swojem myśleli, to przecież, jeżeli pannie Anastazyi ta rzecz cale naturalna wstydliwą się wydaje, to na odpowiedź zaczekam i sam się tu po nią zgłoszę. Czy dobrze?
— Dobrze! — odrzekła z cicha.
Ale on jeszcze nie odchodził.
— Za ileż dni przyjść mam? Za dwa czy można?
Przecząco wstrząsnęła głową.
— A za trzy?
Naleganie jego było dla niej tak słodkie, że niepewny, jakby słońca wstydzący się uśmiech na usta jej wybiegł. Wszakoż znowu głową zatrzęsła na znak, że trzy dni to czas jest zbyt krótki. Panu Apolinaremu czoło marszczyć się zaczynało.
— A za tydzień? — zapytał. — Może i całego tygodnia zbyt mało będzie, aby w sercu pani człowiek żyjący mógł umarłego człowieka zasłonić? Czy choć za tydzień będę mógł umarłego człowieka zasłonić? Czy choć za tydzień będę mógł przyjść po to słówko, które z ust pani posłyszeć żądam?
W głosie jego było coś, co zdawało się objawiać, że jeżeli i za tydzień przyjść mu dozwolone nie będzie, to nie przyjdzie nigdy. Ambicyę miał i znał wartość osoby swojej. Serce
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/199
Ta strona została uwierzytelniona.