mu powróciła i na drugi dzień najemnicę czwartą w zastępstwo swoje na pole wysłała.
Ale była potem smętną i zamyśloną, bo ciągle jej na myśl przychodziło, że ona widać panu Apolinaremu nie jest do pary, skoro on wstydzi się pracującą ją widzieć, a rękę jej, choć i chwali, chce na delikatniejszą i bielszą przerabiać.
— Dziaduńko owszem — myślała — pracę mi nakazywał, a Bolko Tuczyna miłuje mię i z takiemi rękoma, jakie mam tera... Czy to ręce tak wiele znaczą?
Ale po dłuższym namyśle przyznała się przed samą sobą, że i dla niej polerowność pana Apolinarego, a nawet te kędziorki włosów, które na czoło mu opadały, znaczyły wiele.
— Tedy jakież to miłowanie jest? — zapytała sama siebie i już cale nie wiedziała, co ma o samej sobie nawet myśleć.
Z szyciem jakiemś usiadła w zagajniku śliwowym na trawie i nizko nad robotą pochylała czoło, przez które poszła znowu pręga cieniutka.
Ale i pan Apolinary ze swej strony w posępność wpadać począł i samotności w polu, albo w ogrodzie jakim szukać. Dziwili się ludzie: co mu jest? boć przecie z dobrowolnego wyboru żonę sobie brał, a z nią razem i majątek
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/213
Ta strona została uwierzytelniona.