było argumentami dowodzić tego, w co wierzyła.
— Pana Boga też nikt nie widział — szepnęła — a wszakoż jest!
— A skądże wiadomo, że on jest?
Udręczenie odmalowało się na jej twarzy i obrazy też nieco, ale hamując się, po chwili namysłu rzekła:
— Każdy człowiek, jeżeli uczciwym jest i choć odrobinę dobrym, Pana Boga w sobie czuje....
— A ja — przerwał pan Apolinary — choć zdaje się, że łotrem nie jestem, cale go w sobie nie czuję i nijakiej pewności nie mam, czy nie jest to tylko wymyślenie, w które ciemnota jedynie wierzyć może. Słyszałem, a i czytać mi się zdarzyło niejednokrotnie...
Ale tu Naścia, jak oparzona ze stołka się zerwała i, załamując ręce, wykrzyknęła:
— Apolek bluźnierz jest! Kto w Pana Boga nie wierzy, ten i grzechu się nie boi, a kto grzechu się nie boi...
Powściągnęła się, zawahała, a on, już zachmurzony i rozgniewany, popędliwie zapytywać zaczął:
— To co? to co? jakiż jest ten człowiek, który grzechu się nie boi?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/222
Ta strona została uwierzytelniona.