wnie pogodzili się, bo kilka godzin przesiedzieli z sobą na cmentarzu, abo może w tym ładnym lasku, co za cmentarzem pagórek okrywał, a nazajutrz Anastazya była dość sobie wesoła, a więcej jeszcze niż wesołą: dla pana Apolinarego grzeczną i przychylność najlepszą okazującą. Częstowała go wszystkiem, co tylko najwięcej lubił, o różnych rzeczach mu rozpowiadając, a o insze zapytując, i kiedy odpowiadał, uważnie słuchając, ale on dnia tego żadnym sposobem rozweselić się nie mógł. Głowę na ręku sparł, po większej części milczał i sęp drapieżny siedział mu w oczach, a może i w duszy, o której wątpił, czy ją w sobie ma.
— Już mię też te cmentarze i mogiły, na które panna Anastazya chodzi i mnie za sobą ciągnie, miksturą nudną aż po gardło zalały. Ja do nijakich smętków stworzon nie jestem. Światłości żądnym, nie zmroków. A i bez cmentarzy nawet panna Anastazya zbyt jest mroczna i w myślach swoich zatopiona. Miłowanie wesołem powinno być i rozweselenie mieć na celu, a takie panny, co smętek i różne myślenia własne w sobie mają, cale za mąż wychodzić nie powinny, bo mężowie rychło w miłowaniu ich ustaną, jako w czemś, co samymi kwiatami życia im nie ubierze.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/227
Ta strona została uwierzytelniona.