O weselu nie gadają, nazwiska nijakiego nie wymawiają... Może Naścia i co inszego, niż pójście za mąż, zamierzyła? Ale co? Tego już odgadnąć ani weź, ani rusz!
Wtem, raz, p. Wincenty Tuczyna do Mrukowego domostwa wszedł, co osobliwością było, ponieważ stryjów Naścinych za ludzi zacnych nie mając, nigdy ich nie nawiedzał. To też i teraz za interesem tylko przyszedłszy, do Mruka, którego z całą familią w domu znalazł, rzekł:
— Przyszedłem z prośbą, aby pan Waleryan jutro w południe promocyą mi uczynił i chatę moją nawiedził. Nie na zabawę zapraszam, ale na ważną rozmowę, którą panna Anastazya Tuczynówna ze stryjami swymi stoczyć żąda. Z przyczyny srogiej nieprzyjaźni, którąście jej niejeden raz okazali, niepewną jest, jakieby ją w progach waszych przyjęcie napotkało, tedy poprosiła, aby u mnie rozmowa ta nastąpić mogła, a ja, i owszem! zapraszam i o przybycie ich nalegam, gdyż rzecz jest ważna i wiele na niej zależy nie tylko pannie Anastazyi, ale wszystkim.
To rzekłszy, p. Wincenty po wszystkich obecnych wzrokiem powiódł i to jeszcze dodał:
— Całą kompanię zapraszam, lecz osobliwie Adasia, który koniecznie znajdować się tam powinien.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/253
Ta strona została uwierzytelniona.