Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Anastazya.djvu/266

Ta strona została uwierzytelniona.

— Los sobie zatamuje i za mąż tak jakby mogła, nie pójdzie — ozwała się któraś ze sąsiadek.
Głosy mnożyły się, mieszały się z sobą i gdyby to nie działo się w domu Nawróciciela, przyszłoby pewnie do kłótni, abo do czegoś jeszcze gorszego, bo i dwaj stryje poczęli ze swej strony porywać się a wykrzykiwać, że: co komu do tego, jak bratanica ich z dobrem swojem poczyna? że niech każdy ptak swojego dzióba pilnuje! że to do nich przytyki są, a oni sobie w misy pluć nie pozwolą! i t. d., i t. d. Wszakoż, że działo się to w domu Nawróciciela, tedy on sam, wyprostowawszy się, po wszystkich ognistemi oczyma swemi powiódł, czoło nad czupryną strzępiastą zmarszczył i jak krzyknął: — »Cichocie! Stulcie gęby!« — tak i pomilkli wszyscy, w niego tylko jednego oczy wlepiając.
Okrutną siłę człowiek ten miał w sobie i to wszędzie: w oczach, w czuprynie, w karku, w głosie. Ile razy zaś widział, że perswazyą i rozumem ludzkiej głupoty lub wrzawliwości pokonać nie zdoła, siłę tę, jako obuch, w garść brał i nią walił. Było w tem podobieństwo niejakie do byka, który stadu przewodniczy. Tylko, że skoro zapędliwość ludzką już uśmierzył, a po dobroci i wedle rozumu przemawiać począł, to trudno było uwierzyć, aby w jednym człowieku