Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 020.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

krawca pełen ludzi, nieustanne dzwonienie u drzwi, gwar kupiecki, przechodnie za oknami... ulica. Pocałunek otrzymany — na ulicy. Przygoda uliczna. Plecy jej, od góry do dołu przeszedł dreszcz. Przed wyobraźnią przesunęły się nędzne postacie kobiece, ciągnące w zmrokach wieczornych brzegami ulic. Na twarz pochyloną wytrysnął rumieniec; ten malowany garnek, który nazywa się wstydem kobiecym, pod postacią instynktu odziedziczonego i dumy niewieściej, pracował w niej bolesny i niepozbyty. Po chwili, zastąpił go niewysłowiony niesmak.
Baron, którego jedynym urokiem była subtelność, ukazał się w postaci gminnej. Ten gatunek miłości, o którym mniemała, że wzajemnie dla siebie uczuwają, z blizka ujrzany, przypomniał jej obrazy, na których Fauny z koziemi brodami ścigają po lesie Nimfy. Na ustach Ireny usiadł uśmiech drwiący, prawie zły. Co on takiego mówił o «szóstym zmyśle?» Po co tu szósty zmysł? Puste słowa! Baron drwi z malowanych garnków, a sam je lepi i na stare kolory maluje. Idylla, rzecz stara i jaskinia rzecz stara, lecz idylla byłaby lepszą, gdyby — była. Ale gdzież ona? Oczy jej nie spotkały się z nią ani razu, natomiast widziały, ach, widziały! co dzieje się i staje z ludzkiemi miłościami i takimi związ-