Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 043.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

słowach, rzucił jej w twarz błysk oczu twardy i przeszywający, poczem skłonił się i uczynił ruch do odejścia. Ale ona, z silnie splecionemi rękoma, zawołała:
— Alojzy!
Zaczęła drżeć. Jakto? Bal i nic więcej! Jej szło o rzeczy tak ważne, jak godność człowieka, sumienie, przymus nieznośny, trwoga przed wzrokiem dzieci...
Zatrzymał się i zapytał:
— Co rozkażesz?
Z pochyloną twarzą, zaczęła:
— Potrzebuję, pragnę pomówić z tobą obszernie i stanowczo...
Uśmiechnął się.
— Po co? — zapytał. — Nie mamy do powiedzenia sobie nic przyjemnego, a rozmowy nieprzyjemne, więcej szkody przynoszą nerwom, niż — czarna kawa!
Podniosła głowę i z mocą, na którą z trudnością się zdobywała, zaczęła znowu:
— Tak, jak jest, pozostać nie może. Położenie moje...
Z wyrazem największego zdziwienia na twarzy przerwał:
— Położenie twoje! Ależ położenie twoje jest świetne!