Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom II 153.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— A co do tych czerwono-brunatnych biskwitów...
Drzwi się zamknęły, głosy umilkły. Kranicki, dość długo jeszcze stał w przedpokoju, aż zwrócił się ku salonikowi, szepcząc:
— »Polerowana agatem...« »Biskwity...« i koniec!
W kilka minut potem, w tureckim szlafroku z połataną podszewką i wystrzępionymi rękawami, leżał na szezlongu, naprzeciw kolekcyi fajek, i w głębokiem zamyśleniu złotą papierośnicę w palcach okręcał. Daremnie Klemensowa namawiała go, aby zjadł trochę »arabskiego« pasztetu i wypił kieliszek likieru; próbował, ale nic przełknąć nie mógł. Gardło miał ściśnięte żalem, tonął we wspomnieniach. Zupełnie dotykalnie czuł owiewający go podmuch zimnego wiatru. W sposób ten dmuchał na niego czas — psotnik straszny, który zawsze dokoła krążył, różne figle płatając, ale w którego oblicze on nigdy uważnie nie spoglądał. Niekiedy przybywały mu razem z tym figlarzem smutki i żale, lecz przemijające, nie takie, które spadają w głąb serca, lecz takie, które ślizgają się po jego powierzchni. Zasmucił się, pożałował kogoś lub czegoś i szedł dalej swoim sprężystym, zlekka kołyszącym się krokiem, ze