Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 014.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

gładkość i połysk kości słoniowej, a pomiędzy brwiami gruby snop zmarszczek, jak chmurę myśli i troski. Była to twarz zimna, rozumna, energiczna, z wytłoczonem pomiędzy brwiami piętnem myśli i przeciągniętym przez usta rysem ironii.
Prawnik, jeden z najsłynniejszych w tem wielkiem mieście, trzymając w ręku otwarty tom kodeksu, czytał głośno szereg jego ustępów. Darwid w postawie stojącej słuchał uważnie, ale w uśmiechu jego wzrastała ironia, a gdy głos czytającego umilkł, przemówił z cicha. Jedną z właściwości jego był ten głos o dźwiękach jakby przez ostrożność przytępionych.
— Przepraszam, ale to wszystko, co pan przeczytał, nie stosuje się do zajmującego nas wypadku.
Wziąwszy z rąk prawnika książkę, przerzucał przez chwilę jej stronice i z kolei czytać zaczął. Do czytania używał binokli w rogowej oprawie, od której pogłębiała się żółtawa bladość jego suchej twarzy. Słynny prawnik zmieszał się i zadziwił.
— Ma pan słuszność. Myliłem się. Zna pan prawo wybornie.
Jakżeby mógł go nie znać, skoro było mu i orężem i klapą bezpieczeństwa!