Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 062.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

wśród tłumu, otaczającego Malwinę, zdołał szepnąć do niej:
— Jutro o jedenastej.
Nie patrząc na niego, z drgnieniem brwi, które zsunęły się nieco, odpowiedziała:
— Zbyt wcześnie.
— Trzeba koniecznie. Katastrofa! nieszczęście! — zaszeptał jeszcze.
Podniosła na niego wzrok, do głębi przez niepokój zmęczony, ale w tejże chwili Maryan podał jej ramię.
— Dla oryginalności, dla zbudowania pastuszków i dla przyjemności własnej, będę dziś cnotliwym synem, sprowadzającym ze schodów swoją śliczną mamę!
Zgrabny, wytworny, z prawie dziecinnem teraz rozbawieniem w błękitnych oczach, ale z sarkastycznym uśmiechem, przyrosłym jakby do warg, ocienionych drobnym wąsikiem, młodzieniec ten prowadził przez korytarz teatralny tę kobietę niemłodą, lecz której głowa piękna i oryginalna, a także strój bogaty, zwracały na siebie wszystkie oczy.
— Dumny jestem z ciebie, mamusiu! Słyszałem dziś całe ody na cześć twoją wyśpiewywane; nawet Emil utrzymuje, że pięknością gasisz Irenę.