Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 097.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

— To pewna, że dla pana okazał się sprawiedliwym i należy mu się za to od nas wszystkich wdzięczność — spiesznie zakończył spór najstarszy z delegacyi.
Przytem, w obu dłoniach trzymając rękę Darwida, wstrząsał ją w uściśnieniu serdecznem, a siwa głowa jego i twarz zorana zmarszczkami chyliła się w głębokim ukłonie. Dla tych, nad którymi litowało się jego poczciwe serce, unosił stąd dar tak znaczny, że pomimo słów, na które się nie zgadzał, uwielbienie i wdzięczność jego były zupełnie szczere.
Nakoniec pokój opustoszał zupełnie i na ustach Darwida osiadł uśmiech podobny do kolącej szpilki. I pocóż wysypał taką dużą garść pieniędzy na to, co mu było obojętne, czego potrzeby nie uznawał? Cóż! Zwyczaj, stosunki, opinia publiczna, wyrażająca się w ustnem i drukowanem słowie! Komedya! Nędza! Spochmurniał, zmarszczki pomiędzy brwiami zaczęły się mu pogłębiać, gdy usłyszał za sobą lekki szelest. Obejrzał się i zawołał:
— Kara! Skąd się tu wzięłaś? A! w tym kątku, za temi książkami siedziałaś! Trzeba być taką jak ty trzcinką, aby wcisnąć się w tę szczelinę! Czego chcesz, maleńka?
Uśmiechał się do córki, ale wzrok jego zwra-