Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Argonauci tom I 176.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

sem na ustach, z ironią w spojrzeniu i mowie. Ta kwaśna mądrość i towarzysząca jej niezmierna pewność siebie, swego zdania swojej niezależności, mieszkały w chłopcu wysmukłym i delikatnym, z różową twarzą i błękitnemi, jak niezapominajki, oczyma, wydobywały się z ust, których barwa była nieco zmęczona, ale które ocieniał drobny, młodzieńczy wąsik. Przytem, gładkość form doskonała, estetyczność i grzeczność nieskazitelna w ruchach, głosie, w komplemencie, który przemówienie bardzo pięknie zaokrąglał.
Darwid był zdumiony. Nie miał czasu na spostrzeganie nowych kierunków, które przybierają w świecie myśli i charaktery, na przypatrywanie się zmiennym formom, w jakie czas ulewa różne pokolenia ludzkie. Osłupiał, milczał i po chwili dopiero na usta występować mu zaczął uśmiech ironiczny... Ten dzieciak ze swojemi teoryami jest wprost śmieszny!
— Wszystko, co powiedziałeś, jest wprost śmieszne — rzekł. — Tworzysz zasadę z absolutnego braku zasad. W twoim wieku takie zdania, taki chłód, to nieprawdopodobne. Ze swoim wiekiem prawie dziecinnym i z tym bagażem jesteś wprost śmieszny.
Teraz, Maryan żywym ruchem podniósł gło-