Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Ascetka 026.jpeg

Ta strona została uwierzytelniona.

słania, tuż, tuż przy sobie, w bezpośredniej już swojej blizkości, słyszy znowu na dnie rozgłośnego hymnu szlochające, małe, do ziemi przytłoczone łkanie. Jedno tylko, szybkie, jak strzała wejrzenie rzuca w stronę i znowu z oczami wlepionemi w ołtarz powtarza słowa hymnu.
— Iż wejrzał na pokorę służebnicy swojej...
A przez myśl jej jak strzała szybko przebiegają słowa:
— Dziecko płacze!
Było to małe, ośmioletnie może stworzenie, które, klęcząc, do samej ziemi przychylało twarz, w czerwonych rączętach ukrytą i osłoniętą zsuwającemi się z ramion skrzydłami muślinowego woalu. Pensyonarski mundurek ciemny i krótki, do połowy tylko zasłaniał jej nogi w białych pończoszkach, u których końca drobne stopy, żółtą podeszwą obuwia świecące, od chwili do chwili uderzały o siebie w spazmie płaczu, który ramionami jej wstrząsał i którego grube krople przeciskały się przez drobne różowe palce. Płakała jak płaczą małe dzieci, deszczem łez, z drżeniem całego ciała, z ciągłem, obfitem szlochaniem. Nagle, uczuła, że czyjaś ręka dotknęła muślinu małego jej woalu i tuż przy swojem uchu usłyszała szept:
— Czego płaczecz?
Podniosła z nad ziemi głowę, lecz była tak rozpłakaną, że czerwonemi piąstkami oczy przyciskając, wydętemi w skardze ustami wymówić tylko mogła:
— Za mamą...