miał lokaja; pomimo pensji znacznej, nie był w stanie go opłacać. Usługiwał mu na zapotrzebowanie syn stróża tej kamienicy pokaźnej, ozdobnej, przy jednej z ulic głównych stojącej, w której znajdowało się jego mieszkanie, także pokaźne, ozdobne, choć przez niego samego silnie krytykowane.
Na schodach baronowej szerokich, rzęsiście oświetlonych, dywanami wysłanych, zobaczył dwie kobiety, które, wyprzedzając go nieco, w białych okryciach wstępowały po stopniach schodów, powoli, równo, jakby po strudze światła płynęły w górę. Poznał je zaraz, poskoczył i prawie w mgnieniu oka obok nich się znalazł. Natychmiast też rozpoczęła się rozmowa żywa i wesoła, której słówka, uśmiechy, spojrzenia, nasuwały przypuszczenie «kręcenia się głowy». I naprawdę, wysoka brunetka z rysami trochę ptasiemi i gwiazdą brylantową w czarnych jak noc włosach, była tą M., o której niedawno baronowa oznajmiała krewnemu nowinę wielką: «wiesz? M. kocha się w tobie, aż jej się głowa kręci!» Patrząc w tej chwili na Romana, można było zrozumieć to «kręcenie się» za sprawą jego głowy tej i innych. Smutki, tęsknoty, niepokoje, rozmyślania, zamknął na klucz w mieszkaniu opuszczonem i nie był teraz niczem innem, jak ładnym, wytwornym
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/033
Ta strona została uwierzytelniona.