— W Kaniówce... Dziesięć lat był w Berlinie, a teraz jest w Kaniówce. Pewien tam dom bankowy krach zrobił i on z nim... Ale to się da naprawić... to się musi naprawić. Mama uwiadomiła mię o wszystkiem, pisałem, aby do mnie przyjeżdżał. Już ja to na siebie biorę... wszystko naprawię i wykieruję go na człowieka...
— Uważam, że nie zerwałeś stosunków z rodziną!
— Pocóż miałbym je zrywać? Ale, co prawda, są one cieniutkie jak włoski. Kiedy się ludzie z sobą nie widują... Myślę czasem, że możebym już mamy nawet nie poznał! Bo co sióstr, to najpewniej... jedna postarzała, druga wyrosła, trzecia podrosła bezemnie... Co robić? Na to życie! A ty tam masz jeszcze kogo?
— Rodziców nie mam oddawna, rodzeństwa nie miałem nigdy!
— Aha! więc z dawnem życiem aus! Tak najlepiej. Im mniej rozmaitych węzłów łączy człowieka z innymi ludźmi, tem on jest swobodniejszy i z tem szerszym rozmachem może żyć i pracować...
— Z taką zasadą ożeniłeś się?
— A, no! Czy ja wiem... Zasady — to jedno, a ułomność człowiecza — to drugie. Zakochałem się.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/061
Ta strona została uwierzytelniona.