Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/071

Ta strona została uwierzytelniona.

to dla niej udręczeniem żadnem, gdyby nie sprawiało upokorzenia. Upokarza to ją, ale i o to mniejsza! Z baronem od bardzo dawna zamieniają sześć słów na dzień i ani on, ani ona nie doświadczają do rozmów obszerniejszych ochoty najmniejszej. To bardzo dobrze... to nawet daleko lepiej, niż gdyby ją, broń Boże, amorami swemi, albo towarzystwem swojem prześladował. Ale trzeba czegoś wzamian? Nieprawdaż? trzeba koniecznie czegoś wzamian...
— Świat, zabawy, hołdy, znaczenie — spróbował wtrącić Roman, ale ona zamachała szmatką batystu, jakby od much się opędzała.
— Pewno, naturalnie, jakże inaczej! Bez tego to już chyba wprost do rzeki, albo paczkę zapałek w herbacie wypić! To tylko jeszcze daje możność życia, ale są chwile, godziny, dnie, w których nie wystarcza. Dzieci! Aha! Miła pociecha! Znasz dobrze Brunona i Marję, cóż? pomijam charaktery... pasje i nałogi niepomiarkowane Romana, interesowność i lekkomyślność Marji, ale czy oni mię szanują? czy oni mię kochają? Powiedz sam, Romanie, znasz ich, wiesz o wszystkiem, powiedz sam, czy oni mię choć trochę szanują i kochają? czy choć trochę...
Rączki silnie splecione, czerwone, pierścion-