du; pragnął i ciekaw był spotkania z tym bratem prawie rodzonym, niegdyś towarzyszem nauk szkolnych. Rówieśnikami byli, wspólnie uczyli się roili, broili, rezonowali, postanawiali. Spodziewałby się raczej wszelkich rzeczy niespodziewanych, aniżeli takiego z nim spotkania. Ukazał się mu w postaci i roli szczególnej; objawiał względem niego obojętność także bardzo szczególną.
— Za kwadrans przyjdziesz?... co tu robić, niech i tak będzie, kotku... Wiem już ja to, że w każdej rzeczy zapalczywym jesteś, jak Grabowiecki w tańcu. Niechże, co tu robić, brat i gość przez ten kwadrans na ciebie poczeka... Czy przypominasz sobie, Romku, tę łąkę?
Niewiele ją sobie przypominał, trochę, jak przez sen. Wzamian przypomniał coś innego: ten ług, około którego przejeżdżał.
— Czy stryj nie wie, wypadkiem, jak się ten ług nazywa?
— Jakże mógłbym nie wiedzieć? toż od Darnówki o trzy wiorsty! Hrodzicki ług, kotku, Hrodzicki... od Hrodziszcz, wioski najbliższej!
Prawda! a tak! teraz już i Roman przypomniał sobie to nazwanie. Ale jeszcze jednej rzeczy nie pamięta. Jak nazywają się te ptaki, które
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/102
Ta strona została uwierzytelniona.