spotkanie wybiegła. Zniknął potem w głębi domu, ale wkrótce wszedł do bawialni i z ukłonem, trochę ceremonjalnym, uprzejmie, ale bez cienia serdeczności i wylania powitawszy Romana, usiadł w pewnem od rozmawiających oddaleniu. Na tle okna, jasnem wśród zapadającego zmroku, profil jego ze spuszczonemi powiekami rysował się w linjach surowych, prawie twardych.
Przy wieczerzy Roman, oglądając się po jadalni, przypomniał sobie słowa baronowej: «stary dom, stare meble, stare zwyczaje!» Wszystko tu było, jak przed dziesięciu laty. Nie miał jednak wiele czasu na przypatrywanie się rzeczom i siedzącym przy stole osobom, bo uwagę i ciekawość jego pochłonęła od razu rozmowa ze stryjem. Nakładając sobie na talerz potrawę ze stojącego przed nim półmiska i, wracając do kilku słów, przed chwilą z synowcem zamienionych, stary Darnowski mówił:
— Półtora tysiąca wiorst! Phi! Koniec świata! co tu robić, na koniec świata zajedziesz, Romku, i oko ludzkie nigdy cię tu już nie zobaczy...
Roman żywo podjął.
— Wraca się zewsząd, mój stryju, teraz, wobec środków komunikacji, dawniej nieznanych,
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/106
Ta strona została uwierzytelniona.