Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/111

Ta strona została uwierzytelniona.

woli powtórzył przysłowie stryjowskie, ale zaraz mówił dalej:
— Jednak, stryjeneczko, życie byłoby... byłoby niewiele wartem, a może i bardzo smutnem, gdyby za cel jedyny miało karjerę!
Stary Darnowski ze zdumieniem brwi podniósł i wpatrzył się w synowca oczyma zdumionemi.
— Nie jedyny? — zapytał, a jakiż inny, kotku? co tu robić, jaki inny?
Roman nie odpowiedział. W głębi jego myśli, jak echo w lesie uśpionym, powtórzyło się zapytanie: Jaki inny? jaki inny? jaki inny?
Darnowski rozważał dalej:
— Może jeszcze miłość... Wy, młodzi, powtarzacie często: miłość! miłość! bardzo pięknie, bardzo miło! Kochać się w jakiej tam mężateczce, aktoreczce... co tu robić? w Irmie, w Aurorze... nawet tam kogo może i do ołtarza poprowadzić, to, co tu robić, bardzo pięknie, bardzo miło. Pewno, pewno! I to cel — ale, kotku, wsunięty w tamten, jak szuflada, w komodę. Trufel w pasztecie...
Roman od zdziwienia odejść nie mógł.
— Mój stryju... Irma... Aurora... zkądże tu te imiona?