Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/117

Ta strona została uwierzytelniona.

Spojrzała na niego swemi dużemi, szaremi oczyma i spokojnie odpowiedziała!
— Pamiętam, kuzynie.
— Czy od czasów owych wiele tańczyłaś?
— Nie tańczyłam wcale.
Zdziwił się bardzo.
— Dlaczego?
Znowu ze spokojem zwykłym odpowiedziała:
— Nie miałam sposobności.
— Dlaczego? — zadziwił się więcej jeszcze, niż przedtem.
Ale kibić Ireny, wysmukłą i prostą, objęły teraz dwa szczupłe ramiona, i twarz drobna, różowa, deszczem złotych kędziorków zalana, kryjąc się na jej piersi, wybuchnęła głośnym, niepodobnym do powstrzymania śmiechem. Nakoniec! Nakoniec wszystkie uśmieszki, przez cały wieczór igrające po ustach, oczach, policzkach Broni, zlały się w głośny wybuch śmiechu. Walczyła z nim, ale pokonać go nie mogąc, ku drzwiom poskoczyła. U drzwi odwróciła się i, patrząc na Romana, zawołała:
— Australczyk!
Poczem, przestraszona zuchwalstwem swojem, za drzwiami zniknęła.