zapomniał. Upił się poprostu życiem i światem. Pamięć o ludziach i rzeczach dawnych wróciła mu podówczas właśnie, gdy napozór stanął u celu upragnionego. Dotąd jeszcze nie może zrozumieć dokładnie, dlaczego wieść o stanowczem już otrzymaniu posady nadspodziewanie wysokiej, nie uwolniła go od tego niepokoju, zniechęcenia, od tej zgryzoty tajemnej, a niczem wyraźnem nie usprawiedliwionej, których doświadczał już od dość dawna. Myślał przedtem, że uczucia te były wynikiem powolności, z jaką na swojej drodze posuwał się naprzód, szczupłości środków pieniężnych, monotonji zajęć i stosunków; że gdy to wszystko zmieni się na lepsze, zadowolenie jego będzie zupełnem. Zmieniło się, osiągnął cel pożądany i zrazu ucieszył się bardzo. Uciecha trwała dni kilkanaście, poczem zaczęły powstawać na niej skazy. Nie rozumiał, zkąd się brały, nie rozbierał ich natury, ale je czuł. Jakiś niepokój, czy żal, czy niepewność świdrowały mu serce i odzywały się w mózgu, niby coś niewiadomego, czy zapomnianego, co usiłuje przedrzeć się do świadomości i odpychane przez ruch, gwar, zamęt życia, pozostaje w głębiach jej ocienionych, mącąc jednak radość i spokój. Było to coś nakształt szmeru w głębi muszli. Ale czem było?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/126
Ta strona została uwierzytelniona.