cem będąc, Roman słyszał nieraz stryja, powtarzającego, dla przyczyn zupełnie innych, swoje: co tu robić? Kiedy on, Stefan, kilku ich towarzyszy i Irusia pomiędzy nimi, w pokoiku pod strychem rezonowali, krytykowali, uwielbiali, postanawiali, poruszali ziemię z posad, na dole, w pokoju ustronnym i z prawie mniszą skromnością urządzonym, Romuald Darnowski, w obu dłoniach trzymając głowę już trochę siwiejącą i łysiejącą, powtarzał znowu: co tu robić? co tu robić?
Przerobiło się mu to w przysłowie. Jednak, w «głupich nerwach» drzemią niekiedy moce niezłomne. Wygląda to jak prawie nic; przez długie dni i lata ani tego czuć, ani słychać. Aż nagle, nie wiedzieć dla czego, to coś, co drzemało w «głupich nerwach», budzi się, przemawia, obudza w piersi żal i niepokój, w mózgu świdruje zapytaniami najdziwniejszemu «Tak? nie? Tak? nie?» Co to w głębi muszli tak wiecznie szemrze? Roman miał jeszcze miesiąc wolnego czasu. Napisał do stryja list oznajmiający i wyjechał w strony rodzinne niespodziewanie dla wszystkich, może najniespodziewaniej dla samego siebie. Przyjechał i nie doświadczył tego, czego pragnął. Ale czegóż on właściwie pragnął?
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/131
Ta strona została uwierzytelniona.