Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/135

Ta strona została uwierzytelniona.

prawda, ale po co tu świat mieszać?... Chyba za świat poczytywać wypadnie garść istot, chodzących w sukniach jednostajnych... a-no tak, zapewne, jest to właściwie świat jego, ale on wie bardzo dobrze, jakie tam ściany ciasne, popękane i miejscami brudne...
Czuł się usposobionym więcej gorzko i szydersko, niż kiedykolwiek. Nagła zmiana otoczenia fizycznego silnie wstrząsnęła jego widnokręgiem moralnym, zmieniając na nim rozmiary punktów różnych i okrywając je oświetleniem nowem. Przedmioty zamiłowań jego dotychczasowych zmalały, cel nadziei przygasł. I przedtem już lekceważył je niekiedy, teraz myślał, że ta piękna, tak, niewątpliwie piękna koncha zawiera w sobie perłę wcale nieosobliwej wody. Ale zapewne, wszystkie na świecie konchy są takie same. W pocie czoła i trwogach serca spuszczasz się po nie na dno morza, szukasz, znajdujesz, porywasz, otwierasz, i pod światłem słońca spostrzegasz kroplę gorzkiej wody! Jeżeli tak jest, pocóż zachody, starania, prace? Jeżeli tak jest, pesymiści mają słuszność, utrzymując, że żyć nie warto. Cóż ztąd, że nie warto, skoro żyjący są żyjącymi, a w dodatku chcącymi żyć, skutymi z życiem przez instynkt, unicestwia-