lał się nakształt promieni ukośnych u początku łysiny, okrywającej środek czaszki. Te zmarszczki, oraz pewne wklęśnięcia na policzkach podłużnych i kościstych mąciły harmonję tej powierzchowności na pierwszy rzut oka tylko silnej i wesołej, wlewając w nią nutę cierpienia. Było to jednak niestałe i do pochwycenia trudne; błyskało z głębin ukrytych i znikało, pozostawiąjac tej postaci, prawie potężnej, i tej twarzy dużej, grubej, czerstwej, cechy jej stałe: siłę i dobroduszność żartobliwą, czasem tajemnie drwiącą.
— Dzień dobry, śpiochu! Już może od kwadransa siedzę tu i rozmyślam: obudzić, czy nie obudzić? Obudziłeś się sam, co tu robić, to i dobrze! Pożegnać cię muszę na kilka godzin i przeprosić, co tu robić, że pozostaniesz na łasce bab, bo i Stefka w domu niema. Rozpoczęliśmy interes ważny i, co tu robić, dopilnować go musimy. Podzieliliśmy Darnówkę na kilka części i zabudowujemy każdą...
Roman, ubierając się spiesznie, z ręcznikiem w ręku, stanął jak wryty.
— Parcelujesz Darnówkę, stryju, więc ją sprzedajesz?
— Sprzedaję! ja, Darnówkę! — z głośnym śmiechem zawołał stary. Co ci też, kotku, do gło-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/139
Ta strona została uwierzytelniona.