Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/148

Ta strona została uwierzytelniona.

prawie do stóp. Zobaczywszy go, przyjaźnie skinęła głową.
— Dzień dobry, kuzynie.
— Dzień dobry — odpowiedział — ale byłby lepszym dla mnie, gdybyś, kuzynko, tego dzbana nie miała w obu rękach...
— Czy tak nie lubisz mleka, kuzynie?...
— Wcale nie; ale mogłabyś mi na dzień dobry rękę podać.
Zaśmiała się.
— Zaraz to uczynię. Proszę za mną.
Zrobiło się mu wesoło. Wszedł za nią do jadalni i po chwili, siedząc przy stole obok pijącej kawę stryjenki, ścigał wzrokiem jej spokojne ruchy, gdy krzątała się dokoła stołu, nalewając, krając, przynosząc, podając. Główną cechą jej powierzchowności był spokój. Miała ruchy i rysy spokojne, a uśmiech nie częsty i krótki, ale bardzo świeży i zawsze odbijający się w oczach, które wnet potem odzyskiwały wyraz zamyślenia. Sprawiało to zawsze wrażenie niespodzianki, bo zrazu nie można było przypuszczać, aby istota tak spokojna umiała uśmiechać się tak promiennie, ani też, aby ten uśmiech mógł znikać tak rychło.
Stryjenka, pijąc kawę, powoli, trochę przez