— Kuzynko Ireno — przemówił — czy pamiętasz jakeśmy przed dziesięciu, czy jedenastu laty czytali wspólnie pod lipą żywoty wielkich mężów Plutarcha i jakie one na ciebie czyniły wrażenie?
Blady rumieniec oblał jej policzki, ale wnet zniknął.
— Przed dwoma laty — odpowiedziała — po raz drugi czytałam tę książkę wujowi.
— Bo Irusia jest lektorką tatki — zaszczebiotała Bronia — mego czytania tatko nie lubi, mówi, że pędzę, jak sztafeta.
— Wyobrażam to sobie — uśmiechnął się Roman.
— Niech Romek nic sobie nie wyobraża! — zawołała — mamie czytuję, mama takie prędkie czytanie lubi...
— Obraziłaś się i w uniesieniu zaczęłaś mię nareszcie nazywać Romkiem. To bardzo dobrze.
— Cóż w tem dobrego, że troszeczkę ponazywam Romka po imieniu? Przecież za parę dni pojedzie sobie na koniec świata i będzie po całej znajomości naszej.
— Dlaczegoż za parę dni? — drażnił się jeszcze Roman — może za parę tygodni...
— To wszystko jedno — odpowiedziała.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/151
Ta strona została uwierzytelniona.