Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/156

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach, ach, ach! któż to może być pewnym, że dożyje starości — westchnęła pani Paulina. O braciach Marcelego wiesz już podobno.
— Jaka to katastrofa stała się z Kaziem?
Machnęła ręką, zasępiła się.
— Niechaj ci to już on sam opowie, albo Stefan... bo ja nie mogę... Jest to okropna historja... ach, ach, ach! co się to czasem dzieje na świecie... co się dzieje! Dwóm braciom młodszym dobrze podobno...
— Dość dobrze — potwierdził Roman.
— A widzisz! Wszystkim, którzy starają się, szukają — dobrze, chociaż czasem tak, jak z Kaziem Domuntem, zdarzają się i okropności... Niecińscy też niebardzo są zadowoleni... Pamiętasz ich?
— Wyśmienicie. Gdzież są Niecińscy?
— Mój drogi, czyż ja to wszystko spamiętać mogę? Ach, ach, ach, nie pamiętam... ale gdzieś daleko... Niebardzo się im powodzi... Narzekają w listach do brata...
— Więc jeden z trzech w domu?
— Dotąd, dotąd, ale już nie będzie, już na wylocie... Zdarza się mu jakieś miejsce doskonałe z wielką pensją, rządcy dóbr jakichś ogromnych, nad morzem Białem.. Zalesie w dzierżawę wypuszcza i wyjeżdża...