miatania. Dlaczegóż myślisz, kuzynie, że tej obietnicy czy groźby spełnićbym nie mogła?
— Alboż umiesz zamiatać?
Zaśmiała się.
— Czy masz mię za taką niedołęgę, abym takiej bagateli robić nie umiała.
— Sama pewno nie możesz o tem wiedzieć.
Szare oczy jej aż iskrzyły się od uśmiechu, w którym Romanowi się wydało, że obok wesołości była ironja.
— Przeciwnie, wiem bardzo dobrze, bo czynię to codziennie...
— Po co? dlaczego?
Przestała uśmiechać się i ze zwykłym już spokojem odpowiedziała:
— Służby mamy bardzo niewiele... ci w kuchni, a w domu dziewczynka niedorosła i chłopak, którzy zarazem są mymi uczniami. Sami służymy sobie.
Uczuł prawie politowanie.
— Czyjże to jest kaprys? — smutnie zapytał.
Ten smutny ton rozśmieszył ją znowu.
— To system, kuzynie — odpowiedziała.
— Jaki?
— Gospodarski.
Myślał chwilę, a potem, patrząc na nią, zapytał:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/168
Ta strona została uwierzytelniona.