Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/169

Ta strona została uwierzytelniona.

— Tylko?
Ona spojrzeniem spokojnem i błyszczącem wytrzymała jego spojrzenie i odpowiedziała:
— Nietylko.
Chciał skierować się ku głównemu gankowi domu, ale ona wskazała mu drzwi boczne.
— Pójdziemy drogą krótszą, przez pokój wuja.
— Mnie do dzienników nie jest tak pilno — zażartował.
— Ale Bronia siedzi nad książką i na mnie czeka — odpowiedziała.
Przez drzwi, wychodzące na ogród, weszli do pokoju, za którego oknem rosły duże krzaki akacji. Pokój zaś miał kształt szuflady, było w nim łóżko, biurko stare, kilka jeszcze sprzętów starych i najstarszy ze wszystkich fotel głęboki, jeden z tych, które niegdyś nosiły nazwę wolterowskich.
— To pokój wuja. Tu czytuję mu głośno, w zimie więcej, w lecie mniej, ile można i jak się zdarzy... Wuj siaduje na tym fotelu, ja na tym taborecie, tu pali się lampa i — czytamy...
— Plutarcha? — podchwycił Roman.
— Różne rzeczy... czasem dzienniki i powieści, czasem Plutarcha, albo Biblję...