katności nienormalnej i niezdrowej. Bardzo jasne włosy opadały na czoło, wstrząsane niekiedy w okolicach skroni krótkiem drganiem nerwowem; wogóle zdawać się mogło, że pod opłatkiem skóry, twarz okrywającej, znajduje się sieć jakaś strun naprężonych i nadczułych. Jednak, w uśmiechu szczerym, w błyskach oczu błękitnych, w żywości ruchów i silnem uściśnieniu dłoni ukazywał się dawny Kazio, chłopak wesoły i kolega dobry, trochę lekkoduch, trochę marzyciel, w gruncie zapałka, mogąca wybuchnąć płomieniem w zetknięciu ze słońcem, zarówno jak z łojową świeczką. Mówił prędko, mówiąc często pocierał czoło dłonią, ruchy i gesty miał wytworne, świadczące o długiem przebywaniu w towarzystwach wyborowych, ale chwilami nerwowe lub nieśmiałe. Postawił sobie krzesło u okna, tuż naprzeciw Romana, chude dłonie oparł na kolanach.
— Więc tak... więc tak... wyjeżdżasz dla zajęcia posady. Cóż? każdy probuje... każdy do czegoś dąży, naturalnie! Daleko?
— Trzy doby jazdy...
— Trzy doby jazdy, kolejami żelaznemi... można zajechać na koniec świata. Podróż ciekawa, miejsce interesujące, posada piękna, winszuję, winszuję... O dobrych życzeniach moich
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/183
Ta strona została uwierzytelniona.