nie zaprzeczał wcale, ani razu nie przerwał mu mowy, słuchał. Kiedy prawie zdyszany od prędkiego chodzenia Roman umilkł nakoniec, Domunt rzekł:
— Mój drogi, na wszystko coś powiedział odpowiadać nie będę. Poprostu, nie mam prawa doradzać ani odradzać, bo jedna próba życia nie powiodła mi się fatalnie, a drugą zaledwie rozpoczynam. Próbuj ty także, czyń, jak ci wskazują twoje potrzeby i teorje. Zdaje mi się, że w tym wypadku potrzeby są matkami teorji, ale to do mnie nie należy. Prawa sądu nie mogę mieć nad nikim... ja, którym był sądzony...
Uśmiechnął się w sposób szczególny, krzywo, tak jakby z trudnością przełykał coś gorzkiego; pod opłatkiem skóry struny nerwów poruszały się i drgały.
— Jedno tylko ci powiem... zdaje mi się, że nawet powinienem powiedzieć...
Zerwał się z krzesła i pochylony, obie dłonie oparł na ramionach dawnego przyjaciela.
— Zmiłuj się, Romku, nie popadaj zbytecznie w ten taniec, za który już żydów na puszczy opadały węże jadowite!
— Co to znaczy? — zapytał rozśmieszony trochę Roman.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/188
Ta strona została uwierzytelniona.