Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/196

Ta strona została uwierzytelniona.

— Albo łapiących za ogon miljon — zaśmia się Domunt.
— O czem właściwie rozmawiacie i co was tak żywo zajmuje!
— Ani gwiazda, ani miljon — odpowiedział Stefan. Rzecz niezmiernie prosta. Kaźmierz bierze od nas w dzierżawę jeden z folwarków, które wykroiliśmy z Darnówki.
Roman z osłupieniem spojrzał na Domunta.
— Ty, Kaziu, masz być dzierżawcą małego folwarku, ty, taki dawniej ambitny i wysoko patrzący.
— A któż ci powiedział, że teraz nie patrzę wysoko? — z żywością przerwał Domunt.
— Ależ to być musi folwarczek bardzo mały!
— Mały, odpowiedział Stefan, jednak dziesięć razy przynajmniej większy od posiadłości naszych chłopów.
— Ależ to co innego...
— Naturalnie, że co innego; bo praca człowieka oświeconego wydobywa z piędzi ziemi to, czego człowiek ciemny z jej wielkiej płachty wydobyć nie potrafi.
Domunt zaś trochę złośliwie dorzucił:
— I wody potoku, wylewające się za brzegi, gdziekolwiek spłyną, użyźnią jakiś kawałek gruntu.