świadczał, i po chwili spróbował zmienić przedmiot rozmowy. Wskazał na kartki, zapisane na stole.
— Co to piszesz, Stefanie?
— Prawie nic; gromadzę trochę wiadomości etnograficznych o tych stronach i uszczęśliwiam niemi niekiedy jakiś organ specjalny.
— Dziwię się, kiedy możesz znajdować czas na rzeczy takie.
Stefan wzruszył ramionami.
— Jest to przesąd, że rolnicy nie mają czasu na zajęcia umysłowe. Mamy całe miesiące bezrobocia prawie zupełnego, długie wieczory jesienne i zimowe... Istnieją już doświadczenia w tym kierunku na skalę szeroką. Są kraje, w których drobni nawet rolnicy czytują...
Znowu wszyscy trzej umilkli. Domunt przerzucał kartki przez Stefana zapisane, tu i owdzie przebiegając je oczyma. Roman stał u okna; patrzył na krajobraz, a po chwili przerwał ciszę pytaniem:
— Do kogo należy ten piękny pałacyk?
— Do Henryka Oławickiego — odpowiedział Stefan i może chcąc wynagrodzić gościowi to, co mogło być dla niego nieprzyjemnem w rozmowie poprzedzającej, uprzejmie ciągnął dalej:
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/201
Ta strona została uwierzytelniona.