W twarzy Ireny nie drgnął żaden muskuł. Ani śmiała się, ani rumieniła, ani gniewała, nakładała potrawę na talerze i podawała je obecnym ze zwykłym spokojem w ruchach i wyrazie twarzy, nieco tylko więcej niż zwykle zamyślonej.
Stary Darnowski, jedząc, odezwał się:
— Marceli mądry i wyższy człowiek, co tu robić, nie może znieść nędzy i poniewierki brata. Zaszczyt mu to przynosi, co tu robić, że chce go z sobą ciągnąć pod górę...
— Ależ ja przeciw nędzy i poniewierce protestuję! — zawołał Kaźmierz.
Wtedy Darnowski przestał jeść i z bardzo pociesznemi gestami i minami pokazywać zaczął, jak nieumiejętny i niezgrabny robotnik dach kryje. Przed paru dniami widział Kaźmierza, siedzącego na przezroczystem wiązaniu z krokwi i w towarzystwie kilku najemników, robiącego w taki sposób dach na stodole. Nie umie jeszcze, ale to nic, że nie umie, bo nie święci garnki lepią, tylko że chudy jak świeczka i biały jak margrabina, przy robotnikach barczystych i ogorzałych robi wrażenie nędzy...
— Niech tam będzie i nędza! — zaśmiał się Domunt — bom i naprawdę znędzniały. Spraw-
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/207
Ta strona została uwierzytelniona.