mniema, że serce i usta jego nigdy go nie zapragnęły?
Teraz, w roztargnieniu przebierała klawisze, aż snuć z nich zaczęła melodję łatwą, prostą, którą znał dobrze, zapomniał, teraz znowu pamiętał.
«Tam na błoniu błyszczy kwiecie»...
Jakie to staroświeckie! Trzeba przybyć do zapadłego kąta, aby spotkać się z tem jeszcze! Ale miłe jak wspomnienie z nad kolebki i w prostocie swojej kryjące głębie dostępne tym, którzy, choć raz w życiu kochali błonie okryte kwieciem.
«Stoi ułan na pikiecie»...
Stara legenda; stary sztych spłowiały, szarzejący na ścianie komnaty opuszczonej i nagle rozbłysły pod niezgasłym promieniem pamięci!
Dźwięki legendy tak dawne i rzewne, że kilka już pokoleń przy nich marzyło, wspominało, żałowało, rozpływały się pod nizkiemi sufitami starego domu, wylewały się przez otwarte okna, na bzy i spiree, ze szmerem liści leciały w zmrok gwiaździsty:
«A gdy zsiądę, prawo znane,
Jutro kulą w łeb dostanę»...