energiczny gest ręki dźwigającej nieprawdopodobnie wielką miotłę z kwiatów.
— Oj, Boże! ależ wszystkim! Tatce, mamie, Stefkowi, mnie...
— Kondratkowej, wtrącił Roman.
— I Kondratkowej, potwierdziła z zapałem, całej Darnówce, całej Wolince...
— No dobrze, dobrze, już rozumiem. Ale każdy człowiek i o sobie także myśleć musi...
— Więc cóż?
— Więc to, że gdyby kuzynka Irena pojechała z baronową, mogłaby być szczęśliwszą niż jest teraz...
— Dla czego?
— Teraz ja powiem, że Bronia jest afrykanką, bo pyta się o rzeczy, które w Europie wiadome są każdemu. Dla tego, że mogłaby świata dużo zobaczyć, bawić się wesoło, brać dużą pensję, wyjść dobrze za mąż.
Bronia zamyśliła się, ale po chwili przecząco wstrząsnęła głową,
— Ja nie wiem, ale Irusia nie byłaby tam szczęśliwą.
— Dla czego?
— Bo ona kocha nas, Darnówkę...
— Kondratkowę, wtrącił znowu Roman.
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/231
Ta strona została uwierzytelniona.