Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/237

Ta strona została uwierzytelniona.

albo dach kryjąc, niepodobna mieć w kieszeni zegarka.
— Zmieniasz zajęcia... sposób, doradzany przez hygjenę.
Szli ku domowi. Domunt popatrzał na towarzysza.
— Zdaje mi się — rzekł — że trochę ironizujesz. Czuję to w głosie twoim. Nie obrażam się wcale, ale pożałuj samego siebie i przestań głupstwa myśleć...
— Mnie bo się zdaje — z żywością odparł Roman — że to ty... że to wy głupstwo robicie. Bo po co ci taka robota? Czy nie jesteś w stanie nająć jednego robotnika więcej?
— Prawdę mówiąc — odpowiedział Domunt — położenie moje jest takiem, że każdy grosz oszczędzony, choćby najmniejszy, stanowi rzecz ważną. Kaźmirówkę biorę w dzierżawę za pieniądze, pożyczone od matki. Ale gdyby i nie to, powiedz mi z łaski swojej, dlaczego właściwie nie mam pracować w ten właśnie sposób? Dlaczego? no, pomyśl tylko i powiedz: dlaczego?
— Ależ tu wcale i myśleć niema potrzeby! Poprostu dlatego, że sposobiłeś się do czego innego, że jesteś człowiekiem oświeconym, wyższym...