Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/257

Ta strona została uwierzytelniona.

na ławie oskarżonych siedział człowiek z wielką duszą!
— Któż to był taki? Ja... ja niby?... O, Boże! Nic podobnego! Mizerakiem wszechstronnym byłem podówczas i dopiero teraz dźwigać się zaczynam. W tym kącie zapadłym są zioła, z których cieką balsamy. Kiedym już postanowił był osiąść w Kaźmirówce, stary pan Romuald swoim zwyczajem zaczął żałośnie głową kiwać: «Co ty wymyślasz, kotku — prawił z oburzeniem — co wyrabiać zamierzasz? Ależ ty w tej norze ani kawałeczka pasztetu mieć nie będziesz». Patrz, patrz, Romku! Twoje oczy wilgotne, twoja przyjaźń poczciwa — czy to nie pasztet?
Bo teraz przyjaźń, współczucie, czystość serca i myśli były dla niego nowalją. Odwykł był od nich, przestał był wierzyć w samo ich istnienie. Przed katastrofą pysznił się i cieszył tem, że go kochano, że mu sprzyjano, że niemało ludzi wprost przepadało za nim. Kąpał się cały w dymie wonnym i cieple przyjemnem, które owiewały krewnego Midasa, młodzieńca, mającego przed sobą przyszłość midasową. Ani przypuszczał, że to blask tarczy złotej, pod którą ukazał się światu, czyni go tak ponętnym. Mniemał, że jaśnieje światłem własnem i dobywa iskry z serc ludz-