Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/272

Ta strona została uwierzytelniona.

— Mój ojcze — rzekł — naucz go orać! Potem oddamy mu w dzierżawę jeden z naszych folwarków, który na cześć jego nazwiemy Kaźmirówką.
Pan Romuald, kiedy raz wziął się do czego, nie żartował. Roman trząsł głową potakująco, na znak, że także wie coś o tem. Uczeń tego człowieka, zawziętego we wszystkich postanowieniach i robotach swoich, oblewał się niekiedy dziesięciu potami na dzień. Ale jakoś nie przykrzyło mu się to wcale. Owszem, sypiał spokojnie i zaczynał nawet miewać sny przyjemne. Jednak miał wątpliwości niejakie. Cóż? orać, siać, rąbać, piłować, analfabeci umieją i pospolicie oni tylko to czynią. On umiał czytać biegle i mnóstwo rzeczy innych. Co uczyni z tym bagażem? Czy rzuci go za siedm gór i lasów, jako rzecz niepotrzebną? Trochę szkoda! Kiedy raz mówił o tem, Stefan, według zwyczaju swego, słuchał uważnie, a potem rzekł:
— Śmiej się z tego, bratku! Gdybyś był sto razy uczeńszy, niż jesteś, jeszcze nie miał byś zanadto tego dobrego ziarna. Powiem ci parabolę. Kiedy do ciemnego pokoju wniesioną zostanie lampa, tym, którzy się w nim znajdują, robi się zaraz weselej i łatwiej, bo światło jej pa-