kiedy Irusia zacznie po swojemu jeść orzechy. Chrumst, chrumst i po wszystkiem!
Śmiała się. U niej śmiech po żalu i żal po śmiechu przychodziły, jak sekunda po sekundzie. Ale Roman, biorąc z jej garstek orzechy i napełniając niemi kieszenie, był ciągle bardzo zamyślony. Wkrótce też wyszli z leszczyn; małe przyjaciółki bardzo zawzięcie szeptały o czemś z sobą przed pożegnaniem, a Roman, idąc z Domuntem ku wrotom podwórka, zapytał.
— Czy nie wiesz dlaczego Bohdan Rosnowski nie przyjeżdża do Darnówki? Odkąd tam jestem, nie był ani razu, chociaż podobno...
— Bo miał znowu atak febry. Widziałem kogoś z Zawrocia, kto mi mówił, że Bohdana znowu febra zaatakowała, bardzo zjadliwa podobno i uparta.
— Co to za historja z tą febrą Rosnowskiego, z tym psem i z tym bzikiem? — trochę ironicznie i niechętnie zapytał Roman.
Po myśli kręciły się mu wyrazy: «Martwi się i płacze, choć bez chusteczki przy oczach, bo konkurent nie przyjeżdża i myśli, że go utraci, albo i utraciła. Naturalnie. Cóż może być naturalniejszego? Dwadzieścia pięć lat... sam rozkwit
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/279
Ta strona została uwierzytelniona.