Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/283

Ta strona została uwierzytelniona.

szące się nad nim gdzieniegdzie piramidki z osin spowitych w chmiele, gdy Bronia, wyciągając naprzód rękę, zawołała:
— Idą na spotkanie nasze... widzi Romek? widzi pan Kazimierz te trzy osoby? To mama, Irusia... ale kto trzeci? Tak daleko, że jeszcze nie poznaję...
— A ja poznaję — rzekł Domunt — ale nie powiem, niech Bronia odgaduje...
— Już wiem... czy widzi Romek psa?... ja widzę! To Swój! O, biegnie już do nas! Kiedy jest Swój, to jest i pan Rosnowski. On nigdy nie rozstaje się ze Swoim i ciągle z nim rozmawia.
— Co Bronia plecie? jakże można z psem rozmawiać?
— Zobaczy Romek. Swój dużo nawet mówi...
— Co Bronia wygaduje? jakże pies może mówić!
— Zobaczy Romek! Swój! Swój! Pójdź tu! Widzi Romek jaki on ładny! Taki duży, kudłaty, a łagodny, jak baranek!
Był to na poły kundel krajowy, na poły pasterz tyrolski, niezwykle duży, z sierścią bardzo obfitą i potężnym kiciastym ogonem: piękne, silne zwierzę w łaty szare i żółte. Z Bronią,