Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/296

Ta strona została uwierzytelniona.

Swój słuchał z uwagą wytężoną i odpowiedział już tylko warknięciem cichem i zrezygnowanem.
Rosnowski stanął i zatrzymując towarzysza poufale dotknął klapy jego surduta?
— Tylko, wiesz co, Romanie? ożeń się wpierw, nim wyjedziesz, ożeń się koniecznie, bo samotność i tęsknota, to rzeczy piekielne... Pomimo pracy, nauki, powodzenia, czasem zwarjować można. Zresztą, nie wiem... Możem ja tylko taki... Matka, siostry, wychowały we mnie zwierzę sentymentalne, którego pozbyć się nie mogę... Możeśmy wszyscy zbyt sentymentalni i w tem bieda nasza! Ale co tu robić? Z takimi, naprzykład, Darnowskimi, co tu robić? Poprostu, śnią na jawie...
Roman patrzył właśnie przez oświetlone okno w głąb jadalni, gdzie nieznajomi ludzie, stojąc już rozmawiali ze Stefanem. Wysoka i rzeźka postać Darnowskiego nie miała w sobie cech senności. Nawet «zwierzę sentymentalne» z niej nie wyglądało, a przynajmniej zachowywało się daleko spokojniej, niż u Rosnowskiego, który, ciągle trzymając w palcach klapę surduta Romana, z niepokojem daremnie powściąganym, bardzo cicho mówił: