— Musiałeś już zblizka poznać swoją kuzynkę, pannę Irenę. Znałem ją niegdyś, długo nie widziałem, teraz mię oczarowała. Można znaleźć piękniejsze od niej, ale ma w sobie spokój, wdzięk i jakąś dobroć doskonałą, które czarują!... Taka dobra, pewna dusza patrzy jej przez oczy, prawda? Szalenie miłą byłaby taka towarzyszka życia. Czego chcesz, Swój? Dokuczasz mi na koniec! Bądź łaskaw grzeczniej się zachowywać!
Pies wielką łapą dotknął go był parę razy w bok i rękę, ale, usłyszawszy przemówienie, do niego zwrócone, szczeknął z cicha: tak! tak! i ze zniecierpliwionem stęknięciem runął jak długi u nóg pana. Rosnowski mówił, a raczej szeptał dalej, coraz niespokojniej.
— Lękam się tylko, bardzo się lękam, czy nie zaraziła się teorjami! Takie rzeczy są dla kobiet niebezpieczne, bo mogą bardzo stawać im w drodze do szczęścia, które dla kobiety w czemże być może? Naturalnie, w miłości i w rodzinie; w niczem innem. Stefan jest fanatykiem i mógł bardzo tej dobrej i ślicznej dziewczynie wmówić swoje sentymentalne — przepraszam cię — bzdurstwa. Lubię go i szanuję, ale to siła stracona, dezerter wielkich spraw świata...
Ten, o którym mówił, wyszedł w tej chwili na
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/297
Ta strona została uwierzytelniona.