po paru minutach zaledwie ozwał się głosem, który usiłował być swobodnym, ale w którym czuć było wzruszenie:
— Czy pan ma zamiar odpisywać Marcelemu?
— Naturalnie, jakże może być inaczej? Jakimkolwiek byłby rezultat naszej rozmowy dzisiejszej...
— Racz-że pan z łaski swojej napisać mu przedewszystkiem to, że czuję się wzruszonym jego przyjaźnią i dobrocią braterską, co zresztą sam parę razy mu wyrażałem. Ma on niewątpliwie serce dobre i zdolne do uczuć bardzo szlachetnych, ale nie zgadzamy się w przekonaniach, oto wszystko. Może ta niezgoda wyniknęła z różnicy natur, albo losów i wpływów, ale jest, i temu, co jest, według własnych słów Marcelego, nie należy wypowiadać wojny...
— Racja! — uśmiechnął się Rosnowski.
— Tak jest — ciągnął Kazimierz — ja zostanę małym dzierżawcą i będzie mi z tem dobrze, tak jak jemu jest dobrze być wielkim aferzystą. Inna wiara, inne życie, tak być musi. Ja kocham go, pomimo jego afer, których nienawidzę, niech on nie odbiera mi przychylności swojej, pomimo mojej dzierżawki, którą gardzi. Jeżeli kiedykolwiek przyjedzie w te strony, z radością
Strona:PL Eliza Orzeszkowa-Australczyk.djvu/304
Ta strona została uwierzytelniona.